Trochę o moim życiu.


Nazywam się Fred Weasley, przynajmniej tak mówiła do mnie mama. Miałem brata bliźniaka, nazywał się George. 
Nikt nie mógł nas rozróżnić.



Byliśmy... Jakby to ująć... Nieco nadpobudliwi, co w połączeniu z naszą kreatywnością było jak ładunek wypuchowy gotowy zniszczyć całą okolicę w bardzo szybkim tępie.



Z czasem dorośliśmy...


Do żartów bardziej wyrafinowanych...


Dawaliśmy się wszystkim we znaki... Szczególnie naszemu kochanemu woźnemu...


Byliśmy nierozłączni. Nie mieliśmy przed sobą sekretów... No... Chociaż było coś, o czym George nie wiedział...



Phoebe...


Była z Ravenclawu, na tym samym roku, ja. Poznałem ją na eliksirach, kiedy Snape przydzielił mi ją do pary, bo stwierdził, że razem z Georgem wysadzimy Hogwart.
Na początku była na mnie wściekła, że oblaliśmy tamto zadanie.


Lecz potem, stopniowo, stawaliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Na szóstym roku roku zostaliśmy parą. Kochałem ją, tak na prawdę. Może starsi będą twierdzić, że takie szesnastoletnie szczyle nie wiedzą jeszcze, co to miłość. Ale mówię to, co czuję.
Nikt o nas nie wiedział. Spotykaliśmy się wieczorami. Kiedy George już spał, wymykałem się do wieży Ravenclawu, wchodziłem do ich pokoju wspólnego. Ona tam na mnie czekała.


Niestety, nie było nam dane być ze sobą długo...


Zmarła w wypadku samochodowym, gdy rodzice zawozili ją na King's Cross. 


Byłem zrozpaczony. Był nawet taki czas, że się okaleczałem, żeby zamaskować ból po stracie innym, silniejszym. 
Choć już po dwóch dniach musiałem się uspokoić - i faktycznie, za dnia było dobrze - to w nocy i tak zdarzało mi się po niej płakać.


Po ukończeniu szkoły...


Otworzyliśmy "Magiczne Dowcipy Weasleyów"...


I było świetnie. Ale potem Sami-Wiecie-Kto zebrał popleczników i zaatakował Hogwart.


Walczyliśmy do samego końca. Znaczy oni. Cholerny Rookwood... 



Potem na wszystko patrzyłem jakby z boku...

                 


Chciałem podejść do Georga, pocieszyć go. Nie mogłem znieść tego widoku, mojego brata klęczącego nad moim ciałem.
I w sumie do niego podeszłem.
Uklękłem koło niego, położyłem mu dłoń na ramieniu
I wyszeptałem: 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz